
„Katolickie” nie znaczy już zdrowe
Po naszym cyklach na temat Ruchu Rodzin Nazaretańskich, Neokatechumenacie, ruchu charyzmatycznym, jeszcze nie dokończonym cyklu o oazach, a przed cyklem o Opus Dei, który też jest planowany, u wielu czytelników może powstać pytanie, po co te wszystkie brudy ukazujemy, po co ten upadek Kościoła opisujemy, czy nie lepiej tak jakoś pozytywnie o kwiatkach, motylkach, dzieciach i Matce Boskiej (to znaczy tej prawdziwej, nie o panie Sławomirze Bieli) napisać. Można pocieszać się żartami, ale sytuacja jest naprawdę poważna. Ludzie w najlepszej wierze i mając jak najlepsze zamiary wstępują do różnych ruchów katolickich, czasami w bardzo młodym wieku i po wielu latach, o ile w ogóle udało im się odejść, okazuje się, że trwali w sekcie i to w sekcie „katolickiej” zatwierdzonej i zaaprobowanej przez władze Kościoła. Problem polega nie na tym, że ktoś sobie coś na boku tworzy, bo ma objawienia prywatne, ale na tym, że ruchy te są zaaprobowane przez wszystkie upoważnione go tego władze kościelne, od diecezji po Watykan, materiały tych ruchów i książki ich założycieli mają imprimatur i sprzedawane są w księgarniach katolickich, zatem odznaczają się one niejako najwyższym stopniem kościelnej jakości, stąd też katolicy mogą być przekonani o tym, że trafiają na coś katolickiego, sprawdzonego i dobrego. Niestety tak nie jest, czego dowodzi opisany przez samą kurię archidiecezji warszawskiej przypadek Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Jest przyznanie się kościelnej instytucji nadrzędnej do całkowitego braku nadzoru i to w okresie ponad 20 lat.
Skończył się czas, gdy wszystko, co nosiło miano “katolickie”, było z definicji zdrowe – komentuje o. Paweł Pobuta z Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych.[1]
No niestety, to prawda, chociaż dominikanie powinni uderzyć się także we własne dominikańskie piersi biorąc pod uwagę porzucenia zakonu w ostatnich latach przez wielu mniej lub bardziej znanych ojców, jak i wieloletni alkoholizm dominikańskiego prowincjała o. Macieja Zięby,[2] który przecież musiał być przynajmniej jego niektórym współbraciom znany. Niektórzy członkowie naszej redakcji mieli kontakt z dominikanami za rządów o. Zięby. Dziwili się wówczas bardzo występującym tam błędom strukturalnym oraz mianowaniu ojców do różnych posług mało do nich zdatnych lub całkowicie niezdatnych. Alkoholizm prowincjała może nie wszystko, ale wiele w tym względzie wyjaśnia. Ale alkoholizm duchownych nie bierze się, naszym skromnym zdaniem, z depresji, ale depresja bierze się z braku życia duchownego, bądź z duchowego lenistwa (acedia), czyli głównie z braku modlitwy. Jeszcze tej tezy dowiedziemy i podamy przypisy, bo zostało to dosyć dobrze udokumentowane naukowo. Jednak fakt faktem, że obecnie chyba żadne katolickie środowisko, z dominikanami i sławnym o. Janem Górą OP włącznie, nie jest wolne od cech sekciarstwa, więc wypowiedź o. Pubuty OP jest jak najbardziej prawdziwa.
Brak nadzoru władzy duchownej
Ponieważ Kościół trwa od ponad 2000 lat, a życie monastyczne od jakichś 1700, dlatego wypracowano procedury sprawdzania nazwijmy to duchowej jakości we wszystkich wspólnotach. Za wikarego odpowiada proboszcz, za tego biskup, a za biskupa papież. Co prawda różne ruchy mają także teoretycznie swoich duchowych opiekunów nawet w postaci biskupów z ramienia episkopatu, ale są to przecież funkcje czysto ozdobne. Przecież gdyby prymas Wyszyński, który żył jeszcze w okresie założenia RNN stosowałby jakieś skuteczne metody kontroli lub gdyby czyniłby to prymas Glemp, to by do tego wszystkiego nie doszło. Opisane już przez nas odchodzenie wspólnot pooazowych lub charyzmatycznych do protestantów, a w sumie stawanie się wolnymi kościołami protestanckimi działo się przecież latami pod okiem proboszczów, niestety nie czujnym lub innych duchowych opiekunów.[3] Co ciekawe mapa Polski nowo założonych wolnych kościołów protestanckich obfituje w tego rodzaju “kościoły” w okolicach Lublina. Dlaczego? Ponieważ ich założyciele są byłymi studentami KUL, często studentami teologii. Dlaczego żaden z ich profesorów tego nie zauważył? Bo sami nie mieli pojęcia, a skandalami kulowskimi ostatnich lat nie zamierzamy się z czytelnikami dzielić, bo po prostu wstyd. Więc niedaleko pada niestety jabłko od jabłoni.
Albo władza kościelna (1) nie troszczy się o nic, co nie pachnie od razu procesem sądowych, albo (2) władza duchowa jest pozbawiona wyczucia duchowego i (3) orientacji teologicznej. No niestety wszystkie trzy punkty mają miejsce, a piszący te słowa przynajmniej dwukrotnie interweniował u władzy duchowej, to jest u proboszcza, wikarego oraz u duchowego opiekuna pewnej grupy, który był ojcem duchownym seminarium, opisując zastaną sytuację skręcania danych wspólnot w sekciarstwo. Został wyśmiany, odesłany z niczym oraz upomniany oczywiście za „brak pokory”. Piszący te słowa stwierdził, że jeżeli ten opiekun duchowy X cieszy się zaufaniem głównego odpowiedzialnego Y za ten ruch w diecezji Z, a ten główny odpowiedzialny zaufaniem biskupa A, to z nimi nie wygra, bo wszyscy są niestety do niczego skoro ten stan rzeczy na różnym poziomie tak długo tolerują. W opinii tej został utwierdzony przez pewnego długoletniego przełożonego pewnego zakonu męskiego, który na dodatek znał dosyć dobrze głównego odpowiedzialnego Y za ruch, który to zakonnik piszącemu te słowa zdecydowanie od jakichkolwiek dalszych kontaktów z Y odradzał. Nie będziemy tutaj pisać żadnych szczegółów, bo dotyczy to osób niestety znanych, a bez twardych dowodów łatwo o pomówienie i grzech przeciwko ósmemu przykazaniu. Jest jednak faktem, że władza duchowna o takie kwestie nawet monitowana się nie troszczy. Zatem „sekty katolickie” mogą kwitnąć w najlepsze.
Oczywiście samo określenie „sekta katolicka” wydaje się wewnętrznie sprzeczne, gdyż termin „sekta” pochodzi od łacińskiego sectus „odcięty”, a przymiotnik katolicki pochodzi od greckiego kath’ holon – dosł. „wedle całości” lub „ogólny, powszechny, wszystko obejmujący”. Jak więc coś odciętego może być zatem katolickie w rozumieniu czegoś powszechnego lub wszechobejmującego? Otóż, jeżeli coś jest katolickie, to rzeczywiście odcięte, czyli partykularne być nie może, bo wówczas katolickie nie jest. Jednak brakiem sprzeczności logicznej niestety wojen się nie wygrywa, także wojen duchowych.
[1] http://www.kosciol.pl/article.php/20090226180812940?query=jezusa
[2] http://www.se.pl/wiadomosci/polska/o-maciej-zieba-zaczalem-pic-po-smierci-papieza_153688.html http://krzysztofsawera.blog.onet.pl/2010/09/22/kobieta-alkohol-kariera-zycie-w-depresji-i-po-depresji-np-po-rozwodzie/
[3] https://wobronietradycjiiwiary.com/2015/04/28/bp-andrzej-siemieniewski-rozlam-charyzmatyczna-specjalnosc/
Możliwość komentowania dla zalogowanych użytkowników.