
Czas lektury: 3 minuty
Generał Clausewitz powiedział, iż “wojna jest kontynuacją dyplomacji innymi środkami”. O ile jednak dyplomacja jest w kontaktach pomiędzy państwami czymś stałym, o tyle wojna powinna być krótka i skuteczna. Już Machiavelli pisał, iż jeśli konieczne są akty terroru, to krótko i na początku panowania. Wtedy ludzie zapomną i wybaczą. Jednak nikt nie zniesie stałego stanu zagrożenia, bo wtedy otrują. Bergoglio widać Księcia Machiavellego nie czytał, bo popełnia jeden błąd za drugim.
Ale wróćmy do wojny. Przed okresem nowożytnym wojna sprowadzała się do kilku bitew lub decydującej bitwy. Żadne państwo nie stać na prowadzenie stałej wojny, gdyż to wyniszcza każdą gospodarkę, o czym zdąży przekonać się Putin. A długa wojna świadczy o tym, że wojsko jest mało wydajne lub dowódcy nie przewidzieli jakiegoś obrotu sprawy, jak Sowieci w Afganistanie, Amerykanie w Afganistanie lub Rosjanie na Ukrainie. Skoro jednak wojnę prowadzi się z kimś, kto się zwykle broni, toteż strona atakująca nie zawsze ma wpływ na długość i wynik wojny.
Inaczej jest w przypadku niszczenia czegoś od wewnątrz przez kogoś, kto ma pełnię władzy. Rzec trzeba, że Hitler był przy niszczeniu Żydów bardzo wydajny, podobnie jak Stalin przy organizowaniu zsyłek całych narodów. Archipel Gułag pracował efektywnie, gdyż od tej niewolniczej pracy zależała również gospodarka sowiecka. W porównaniu z nimi Franciszek mający niestety pełnię władzy w Kościele i nie napotykający na żaden opór jest dosyć mało skuteczny w niszczeniu Kościoła. Ukazuje to opublikowane niedawno memorandum, prezentujące jego argentyńsko-taneczne podejście. Dwa kroki w przód, jeden w tył, dwa w bok, obrót, piruet, znowu do przodu lub do tyłu. Byli sojusznicy są porzucani, nikt nie wie, czy to reforma czy destrukcja, a jeśli ta ostatnia, to mało konsekwentnie przeprowadzona. Bo jeśli Traditionis Custodes, to po co oszczędzać FSSP? Oczywiście konsekwencją takiej działalności jest ogólne zastraszenie i poczucie zagrożenia w Watykanie, gdzie nikt “nie zna dnia ni godziny”. Ale z drugiej strony ludzie w takiej sytuacji idą na barykady, jak obecnie na Ukrainie, bo i tak nie mają nic do stracenia.
Czy Franciszek nie mógł przeprowadzić destrukcji bardziej skutecznie?
Wydaje się, że mógł, ale nie chciał, gdyż jego celem jest – hagan lio – “robienie piekła”. A w piekle, jak wiemy, chaos et nulla ordo (por. Hiob 10,22) – “chaos i brak porządku”. Jeśli więc zamęt jest celem samym w sobie, jak wieczna wojna w orwellowskim państwie, to wydajność nie jest pożądana. Nie należy przeprowadzić sprawy do końca, bo końca nie widać. W sumie to lepiej dla nas, bo lepszy dyktator mógłby zniszczyć ziemski Kościół skuteczniej w krótszym czasie. A Bergoglio panuje od 9 lat, Kościół nadal jakoś stoi, a my stoimy u progu Trzeciej Wojny Światowej. Więc wymierny skutki duchowego zamętu są jak najbardziej widoczne. Bergoglio się kończy, Bogu dziękować, skoro w Rzymie myślą już o kolejnym konklawe. To w sumie pocieszające pomimo grożącej wojny, kolejek po żywność i benzynę, jak w stanie wojennym. Pocieszająca jest również bierność duchowieństwa, które nie ma bitności Ukraińców i jak widać od dziewięciu lat godzi się na wszystko. Jeśli nastanie kiedyś katolicki papież i zaprowadzi porządek na miarę św. Piusa V wówczas także nikt nie będzie oponować. Ktoś mógłby zarzucić, że Pawłowi VI i Janowi Pawłowi II też się opierali, nie mówiąc już o Benedykcie. To prawda, ale ci papieże nikogo nie dyscyplinowali i nikt się ich nie bał. Obecnie każdy biskup boi się, że wyleci z posady, a Bergoglio bywa mściwy. Skoro boją się złego, to bać będą się i dobrego. Jacek Kuroń powiedział kiedyś, że trzeba być silnym, by być dobrym, co jest prawdą. Cnota, łać. virtus– to siła, siła moralna, siła charakteru, siła, która wyrabia się przy konfrontacji z własną słabością i przezwyciężaniu jej.

Trzeba będzie kogoś silnego i niepodatnego na szantaż, kto oczyści tą stajnię Augiasza. Ale patrząc na papieży Renesansu rozwój ku lepszemu będzie przebiegał gradualnie i stopniowo. I tak Giulia Farnese (1475-1524), siostra przyszłego papieża Pawła III. była metresą Aleksandra VI (1492-1503) i w alkowie wystarała się o kardynalat dla swojego brata – Allesandro Farnese – który otrzymał w wieku 25 lat purpurę za niekłamane zasługi swojej siostry. Tak, grunt to rodzina. Ale to właśnie Paweł III (1534-1549) postanowił przeprowadzić reformę Kościoła. Sam, gdy był jeszcze kardynałem miał czworo dzieci, a dwóch swoich wnuków kreował kardynałami w wieku 14 – 16 lat. Nie był więc świętym, ale i nim Pan Bóg się posłużył powołując go na Stolicę Piotrową ponad 30 lat po otrzymaniu kardynalatu za zasługi siostry. Być może w czasach Aleksandra VI nikt nie myślał, że którykolwiek z mianowanych przez niego kardynałów do jakiejkolwiek reformy Kościoła doprowadzi lub że reforma Kościoła jest w ogóle możliwa. Ale Pan Bóg planuje długoplanowo i posługuje się nawet czyimś grzechem, który dopuszcza, do tego, by kiedyś zajaśniała cnota – virtus.
Możliwość komentowania dla zalogowanych użytkowników.